sobota, 1 września 2012

Serj Tankian - Harakiri (2012)


Rockowa kornukopia

SERJ TANKIAN "HARAKIRI"
(Reprise/Serjical Strike, 2012)
OCENA: 8/10 

Serj Tankian niedawną trasą koncertową z zespołem System Of A Down, pierwszą od pięciu lat, narobił fanom smaka na nowy album legendarnej formacji. O płycie SOAD póki co cicho, ale Serj nie daje o sobie zapomnieć swoim sympatykom. Dwa lata po zaskakujących dużą dawką orkiestrowych (a momentami niemal operowych) brzmień Imperfect Harmonies otrzymujemy nowe solowe dzieło mistrza. Czy fani znów mogą poczuć się zaskoczeni?

Można było się spodziewać, że po reaktywacji Systemu Serj poczuje głód czadowego, metalowego grania. Najwyraźniej jednak wyżył się na występach live, bo metalu na Harakiri niemal brak. Najcięższym utworem na płycie jest Figure It Out, gdzie gitary przycinają metalowo, ale w rytmach hc/punkowych. Nie wiedzieć czemu wybrany na pierwszy singiel, bo to utwór mało reprezentatywny dla albumu. W Serjowej normie pozostaje również mocno punkowe Uneducated Democracy i Weave On, za sprawą partii wokalnych przypominający stare, dobre kawałki Systemu. Pozostałe kawałki twardogłowych metalowców mogą bowiem potężnie rozczarować, ale za to oczarować fanów nowoczesnego, mainstreamowego rocka. Po przesłuchaniu nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zamiast spodziewanego głodu czadu Serj poczuł głód sukcesu – większą część płyty wypełniły megaprzebojowe rockowe (a momentami z przedrostkiem pop-) numery, które powinny wzbudzić zazdrość największych tuzów mainstreamowego rocka, z 30 Seconds To Mars, Placebo i Muse na czele. Do brzmienia tej pierwszej formacji zbliża się świetny Butterfly, oparty na schemacie: łagodna, podelektronizowana zwrotka + zaostrzony refren, a do tego cały czas ultramelodyjny śpiew wokalisty. Ewidentne skojarzenia z grupą Briana Molko wzbudza natomiast drugi singiel, Cornucopia. Muse w kompleksy mogłyby wprawić natomiast Forget Me Knot i Reality TV Serj doskonale potrafi dozować zarówno patos, jak i popową chwytliwość. No właśnie – taki Deafening Silence, z dawką elektroniki i żeńskim śpiewem w tle to czysty pop. Bez obaw, mimo wszystko Serj nie zmienił się w Justina Timberlake, pozostaje pod względem wokalnym nie do pomylenia z nikim innym, o czym przekonuje Ching Chime z jakże charakterystycznym Tankianowym „gdakaniem”. Nie mogło na płycie zabraknąć również przypomnienia o wschodnich korzeniach wokalisty – w tym samym utworze pochodzący z Armenii, a urodzony w Libanie muzyk wykorzystał arabski instrument strunowy.
Ortodoksi niech kręcą nosami, a my cieszmy się rewelacyjną, rockową płytą – jedenaście bezbłędnych kawałków! Ktoś ma jeszcze wątpliwości, czy Serj, kompozytor wszystkich utworów na płycie, naprawdę potrzebuje Darona Malakiana?
Maciej Koprowicz

2 komentarze:

  1. Świetna recenzja, jutro biorę się za słuchanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny tekst, zwłaszcza dla kogoś kto nie jest na bieżąco z muzyką i prawie przegapił taki krążek. Zaraz jednak to nadrobię i przesłucham pana Serja :)

    OdpowiedzUsuń