piątek, 29 marca 2013

Miejskie hymny żyją wiecznie - 20 lat britpopu

Miejskie hymny żyją wiecznie - 20 lat britpopu 

Rockowy świat z niecierpliwością czeka na premierę albumu Suede, Pulp zaprezentowali bardzo udany nowy singiel, a największym muzycznym wydarzeniem roku w naszym kraju będzie pierwszy polski koncert Blur. Wbrew pozorom to nie połowa lat 90., to rok 2013. I britpop znów na topie. 

 Początek lat 90. Wielka Brytania powitała w roli muzycznej prowincji. W tym czasie liczyła się bowiem tylko Ameryka. Świat u stóp miały zespoły z Seattle i okolic, wykonujący brudną i agresywną odmianę rocka zwaną grunge. Bestsellerami były albumy Pearl Jam, Soundgarden i Alice In Chains, a przede wszystkim Nirvany, na czele z charyzmatycznym liderem Kurtem Cobainem, który stał się głosem pokolenia nie tylko w USA. Triumfy święciła fuzja ciężkiego grania z rapem w wykonaniu Red Hot Chili Peppers i Rage Against The Machine. W kategorii „waga ciężka” bezkonkurencyjne były Metallica z „Czarnym Albumem” i Guns N’ Roses z podwójnym Use Your Illusion, fanów bardziej przystępnej muzyki czarował R.E.M. na inspirowanych amerykańskim folkiem albumach Out Of Time i Automatic For The People. Wykonawcy ci sprzedawali miliony albumów nie tylko w ojczyźnie, ale i na całym świecie.

Jankesi do domu
A co w tym czasie słychać w starej, dobrej Anglii? Scenie rockowej brakowało wielkiej gwiazdy, która mogłaby osiągać milionowe nakłady płyt i wypełniać stadiony. Takie grupy jak Primal Scream, Ride czy irlandzko-brytyjska My Bloody Valentine nagrywały wybitne, eksperymentalne albumy, ale ich wymagająca twórczość nie mogła liczyć na sukces rynkowy. Brytania z zazdrością patrzyła na swoją młodszą siostrę po drugiej stronie Atlantyku, która płodziła jedną za drugą gwiazdę rocka. Dumny Albion, kraj z tak wielkimi muzycznymi tradycjami tęsknił za czasami wielkich rockowych osobowości. Za brytyjską inwazją lat 60. z Beatlesami, Rolling Stonesami i The Who na czele. Za szalonymi latami 70., kontrowersjami i przepychem glam rocka spod znaku Davida Bowiego i Marca Bolana, ale także mistycyzmem i liryzmem rocka progresywnego Pink Floyd. Za inspirującym anarchizmem luminarzy punk rocka – Sex Pistols i The Clash. Za czasami, gdy Zjednoczone Królestwo znaczyło na muzycznej mapie świata bardzo wiele.
Właśnie na fali tej tęsknoty zaczęły pojawiać się zespoły nawiązujące do tradycji brytyjskiej muzyki pop, świadomie odcinające się od estetyki grunge’owej. W 1992 roku brytyjskie media namaściły na mesjaszy rodzimego rocka londyńską grupę Suede, która zapożyczyła od swoich idoli – Davida Bowiego i The Smiths nie tylko arcybrytyjskie gitarowe brzmienie, ale także seksualną nieokreśloność i enigmatyczność podszytych erotyzmem tekstów. Charyzmatyczny wokalista o charakterystycznym wokalu i wyglądzie androgyna, deklarujący biseksualizm Brett Anderson wydawał się naturalnym kandydatem na nową wielką brytyjską osobowość rocka. Wydany w maju 1992 roku debiutancki singiel The Drowners zwiastował zupełnie nowy styl muzyczny, czerpiący wszystko co najlepsze z brytyjskiej muzycznej tradycji – britpop. W marcu kolejnego roku na rynku pojawił się pierwszy longplay formacji, zatytułowany po prostu Suede. Dzięki takim hitom jak Animal Nitrate (nr 7 na brytyjskiej liście singli) czy Metal Mickey stał się najszybciej sprzedającym się debiutanckim albumem w dziejach Wielkiej Brytanii, płyta spotkała się z pozytywnym przyjęciem także w USA. Anderson mógł więc śmiało pozować na tle brytyjskiej flagi na okładce magazynu „Select”. Ledwie rok wcześniej Morrissey, były lider The Smiths został oskarżony o sympatie faszystowskie, gdy dał się sfotografować z Union Jack w ręku. Czasy się zmieniły, narodowa duma znowu stała się trendy - prasa zaczęła pisać o fenomenie „Cool Britannia”. Podpis pod zdjęciem Brutta głosił butnie „Jankesi do domu”. Grunge’owcy nie byli już potrzebni młodym Anglikom.

Popsceniczni chłopcy z sąsiedztwa
Niektórzy za pierwszy britpopowy singiel uważają nie The Drowners, ale wydany w marcu 1992 roku Popscene grupy Blur z Londynu. Dowodzony przez zdolnego kompozytora, wokalistę Damona Albarna zespół zaczynał jako epigon The Stone Roses, grupy łączącej gitarową muzykę z elementami dyskotekowej sceny z Manchesteru. Na Popscene, a następnie na swojej drugiej płycie, wydanej dwa miesiące po debiucie Suede Modern Life Is Rubbish Blur zarzucił klubowe wpływy i zaprezentował muzykę nawiązującą do klasyków rocka lat 60., szczególnie The Beatles i The Kinks. Charakterystycznym elementem twórczości grupy Albarna były głęboko osadzone w brytyjskiej rzeczywistości teksty piosenek, pełne typowo angielskiego cynicznego humoru. Wielki sukces przyniosła Blur przede wszystkim płyta Parklife z 1994 roku, z dwoma wielkimi hymnami ery britpopu – dyskotekowym Girls And Boys, zjadliwie komentującym seks-turystykę młodych bezrobotnych wyspiarzy, oraz utwór tytułowy o jałowym życiu angielskiej klasy średniej. W 1994 roku udane albumy wydały również Suede (Dog Star Man) i prezentująca inteligentny pop formacja ze Sheffield o nazwie Pulp (His ‘N’ Hers), ale tylko jedna grupa mogła zagrozić hegemonii Albarna i spółki.
Bracia Liam (wokalista) i Noel (kompozytor) Gallagherowie, liderzy zespołu Oasis byli kolejnymi wielkimi postaciami brytyjskiego rocka pochodzącymi z robotniczego Manchesteru. Nie cechowali się dekadenckim liryzmem, jak Ian Curtis z Joy Division, nie byli subtelnymi intelektualistami jak Morrissey. Bliżej im było do frontmana The Stone Roses, wyszczekanego i bezczelnie pewnego siebie Iana Browna. Gallagherowie byli butnymi reprezentantami klasy robotniczej, „swoimi chłopami”, facetami z sąsiedztwa. Stałymi bywalcami pubu z sąsiedniej ulicy, którzy przypadkiem stali się megagwiazdami rocka. No, może nie całkiem przypadkiem – Noel Gallagher pisał autentyczne stadionowe hymny, piosenki na miarę songów Beatlesów. Debiutancka płyta Definitely Maybe, promowana czterema hitowymi singlami (najwyżej – na 7. miejsce - zaszedł Live Forever) osiągnęła pierwszą lokatę na brytyjskiej liście sprzedaży. Oasis dostrzeżono także w USA – 58. miejsce na liście Billboardu to wbrew pozorom ogromny sukces dla Brytyjczyków.

Bitwa o Anglię
Blur i Oasis postrzegani byli na zasadzie przeciwieństw - intelektualiści kontra robole, zamożne południe kontra uboga północ. Rywalizację między zespołami bez żadnej przesady określono „britpopową bitwą”. W sierpniu 1995 nie mówiło się o niczym innym, jak tylko o pojedynku Albarn vs. Gallagher. Kultowy magazyn muzyczny „New Musical Express” pisał o ówczesnych nastrojach panujących w nie tylko muzycznych mediach: W tygodniu, w którym informowano, że Saddam Husajn przygotowuje broń jądrową, cywile są mordowani w Bośni, a Mike Tyson powraca na ring, tabloidy i prasa opiniotwórcza zwariowały na punkcie britpopu. 14 sierpnia na rynek trafiły single zapowiadające nowe albumy obu formacji – Country House z płyty Blur The Great Escape i Roll With It z (What’s The Story) Morning Glory? Oasis. Starcie tytanów wygrał zespół Albarna – Country House osiągnął szczyt brytyjskiej listy singli (piosenka Oasis uplasowała się oczywiście na drugim miejscu). Jednak to album Gallagherów okazał się bardziej wartościową pozycją. (What’s The Story) Morning Glory? dziś jest pewniakiem we wszystkich brytyjskich zestawieniach płyt wszech czasów – w 2010 uznany został przez „NME” za najlepszy brytyjski album ostatniego trzydziestolecia. Płyta Blur zdradzała już oznaki wyczerpania britpopowej formuły – brakowało ekscytującej świeżości Parklife. Britpopowa bitwa była szczytem popularności gatunku, ale i – jak się okazało, jego łabędzim śpiewem.

Britpop umarł
Ostatnim znaczącym momentem britpopowej sceny był jeszcze mocno psychodeliczny, ale i przebojowy w starym, dobrym stylu album Urban Hymns grupy The Verve z września 1997. Rok ten przyniósł co prawda kolejne dzieła dwóch wielkich adwersarzy britpopu, ale paradoksalnie przypieczętowały one śmierć gatunku. Oasis zaprezentowali mało ciekawy, wtórny album. Choć Be Here Now sprzedawał się rewelacyjnie, to – jak donosił dwa lata później „Melody Maker”, była to też w tym czasie pozycja najczęściej... oddawana do sklepów z używanymi płytami. Z kolei Blur mogli szczycić się zarówno sukcesem komercyjnym (pierwsze miejsce na liście sprzedaży płyt w Zjednoczonym Królestwie) jak i artystycznym. Muzyka na albumie zatytułowanym po prostu Blur miała jednak niewiele wspólnego z dotychczasowym obliczem zespołu. Albarn i koledzy sięgnęli po inspiracje, które w 1993 roku napawały młodych wyspiarskich twórców i krytyków muzycznych obrzydzeniem – zafascynowała ich alternatywna rockowa scena Stanów Zjednoczonych. Lider zespołu już w listopadzie 1996 na łamach „NME” deklarował: Britpop dawno umarł. Nie widzę sensu, by go dalej grać. Symboliczny był fakt, iż największym hitem z tej płyty stał się cięty, wykrzyczany przez Albarna Song 2, kojarzący się mocno z agresją grunge’u. Na pewno nie z The Beatles i The Kinks, nie nawiązujący w żaden sposób do brytyjskiej tradycji rockowej. Formacja nagrała jeszcze dwa bardzo udane, ambitne i mało piosenkowe albumy 13 i Think Tank, ale po wydaniu tej ostatniej w 2003 roku popadła w stan zawieszenia. Znamienne, że gwiazdy britpopu – o ile tak jak Blur nie zmieniły swojego muzycznego oblicza - nie poradziły sobie w nowej rzeczywistości muzycznej na Wyspach. Oasis nagrali jeszcze cztery albumy, ale sprawiały one wrażenie odcinania kuponów od dawnej sławy. Z kolei Suede po rozczarowującym komercyjnie albumie A New Morning z 2002 roku rozwiązali się, podobnie postąpiła w tym samym roku grupa Pulp.

Britpop żyje?
A przecież wcale nie było tak, że zniknęło zapotrzebowanie na proste, melodyjne kawałki w brytyjskim stylu. Pierwsza dekada XXI wieku to boom na muzykę indie, listy przebojów opanowały alternatywne grupy pokroju The Libertines, Arctic Monkeys i Franz Ferdinand, zabójczo przebojowe i typowo wyspiarskie w brzmieniu. Dla nich scena britpopu była jedną z głównych źródeł inspiracji. Nie mogło być więc przypadkiem, że reaktywacja Blur na kilka koncertów latem 2009 roku (m.in. na legendarnym festiwalu Glastonbury) wzbudziła euforię na Wyspach. Zachęceni pozytywnym przyjęciem muzycy nagrali dwa single (Fool’s Day w 2010 i The Puritan/Under The Westway w 2012 roku) i wciąż nie wykluczają nagrania albumu studyjnego. Mimo iż nie istnieje Oasis, który rozpadł się w 2009 roku po serii awantur między liderami, bracia Gallagher wciąż są muzycznie aktywni – Liam prowadzi swój nowy zespół Beady Eye, z którym wydał w 2011 roku album, a Noel dowodzi projektem Noel Gallagher's High Flying Birds, którego debiutancka płyta z tego samego roku spotkała się z gorącym przyjęciem. Na scenę powrócili również Pulp i Suede – grupa z Sheffield w grudniu zaprezentowała w Internecie nowy utwór After You, z kolei zespół Bretta Andersona 18 marca wyda po jedenastu latach przerwy album Bloodsports.
3 lipca gwiazdą pierwszego dnia Open’er Festival w Gdyni będzie Blur. Gwiazda britpopu, choć od dziesięciu lat nie uraczyła nas nowym albumem studyjnym, nadal należy do najgorętszych nazw na muzycznej scenie. Sama za siebie mówi rozpiska tegorocznych koncertów grupy, obejmująca tak prestiżowe festiwale, jak Coachella w Kalifornii, Primavera w Barcelonie, czy Rockwerchter w Belgii. Z pewnością setlistę tych koncertów zdominują utwory ze złotych lat britpopu – bo z dyskografii Blur to chyba one najlepiej przetrwały próbę czasu. Britpop ciągle przyciąga tłumy. Nie tylko z powodów nostalgicznych, ale także dlatego, że wciąż jest gatunkiem inspirującym - już kolejne pokolenie twórców i fanów. 

Maciej Koprowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz